Komentarze: 2
Szłam dzisiaj do szkoły.I myślałam.O tym wszystkim co mnie otacza.O układance,której nowe elementy wciąż znajduję a mimo to wielu mi jeszcze brakuje.Pojawiaja się coraz to nowsi ludzie,jedni przychodzą,inni - odchodzą.Spojrzałam dzisiaj na D.Nie jest wyjatkowy.Może chciałam żeby był..A może to po prostu rodzaj terapii pt"Obrzydź go sobie"...Nie wiem jak to dokładnie ze mną jest.Ciągle kręci się wokół mnie tyle osób,tyle płeci brzydszejszej a ja co?Ja nadal myślę o D.Może to choroba?Jak można byc przywiązanym do czegoś,czego się nawet nie dotknęło?Nigdy tego nie zrozumiem.
Wczoraj na treningu poznałam B.Właściwie to on powiedział mi "Cześć" a ja wymogiem sytuacji przedstawiłam się.Tak zaczęlismy gadać.Okazało się że chodziliśmy do tej szkoły.Jest bardzo fajny.Coś mi podpowiada że to ktoś z kim mogłabym być szczęśliwa...to podpowiada mi rozum...Ale to coś co tak w środku bije jak szalone mówi"STOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOP!!!!Jest przecież D".Jest albo go nie ma.Tak trudno przestać kogos kochać.Miłość to zajecie ekstremalne.A odkochac się to jak szachy ekstremalne.Tak trudno byc bezinteresownie szczęśliwym.Ale kiedy juz tak jest wtedy nawet powietrze pachnie magnoliami...